Po dokładnym przeczytaniu poprzedniej Analizy mogliście się dowiedzieć jaką drogę musi przebyć prospekt do głównych lig. W tym tekście napiszę więcej o arbitrażu. Skupię się na sytuacji graczy, którzy już są w MLB.

Zawodnik musi zaliczyć 3 lata service time, aby móc po sezonie walczyć o wyższe zarobki. Żółtodzioby zarabiają ligowe minimum, które wynosi koło 550 tysięcy dolarów za jeden rok. W grę jeszcze wchodzą różnego rodzaju bonusy za specjalne osiągnięcia jak nagroda Cy Young czy MVP. Dopiero trzeba poczekać na czwarty sezon, aby móc walczyć o wyższe zarobki w arbitrażu. Wiele zależy od tego, kiedy ktoś zadebiutował i ile czasu spędził w małych ligach. Jeśli bowiem prospekt zadebiutuje w MLB i niedługo zostanie odesłany do małych lig to nie zyskuje service time. Można tak "zatrzymywać czas" graczom, dopóki im się nie skończą opcje mało ligowe. Teoretycznie można zadebiutować we wrześniu 2019 będąc jednocześnie dodanym w tym czasie do 40 osobowego składu, spędzić kolejne 3 lata grając w MiLB i dopiero od 2023 zyskać regularne miejsce w składzie. Wtedy dopiero po sezonie 2025 może dojść do arbitrażu i po 2028 taki gracz zostałby wolnym agentem.

Dużo pisałem w ostatniej Analizie o manipulacji czasowej i sytuacji z Krisem Bryantem. Cubs zyskali dodatkowy rok kontroli nad nim dzięki temu, że zachowali pałkarza w małych ligach na trzy tygodnie w 2015. Jego debiutancki sezon teoretycznie był niepełny, ale już po 2017 mógł walczyć w arbitrażu o wyższe zarobki. Gracze, którzy uzyskali między 2 a 3 lata service time i podlegają jeszcze 4 letniej kontroli klubowej mogą zostać uznani jako "super two". Co roku wybiera się 22% graczy z tej grupki, którzy uzbierali go najwięcej i oni mogą walczyć o większe zarobki w arbitrażu. Tak się często dzieje z zawodnikami, którzy debiutują pod koniec kwietnia lub maja i grają nieustannie w MLB przez ten okres dwóch lat i kilku miesięcy. Wtedy mogą aż czterokrotnie walczyć o pieniądze w procesie arbitrażu.

To, że gracz może walczyć o wyższe zarobki w arbitrażu nie musi oznaczać, że do niego dojdzie. Drużyna składa swoją propozycję zarobków i gracz (a raczej jego agent) swoją po czym albo mogą się dogadać w sprawie jakiejś kwoty gdzieś pomiędzy, albo dochodzi do procesu arbitrażu. Jak to wygląda? Strona zawodnika przez godzinę przedstawia swoje argumenty po czym tyle samo czasu mają ludzie z labour relationships department, którzy reprezentują klub. Nie są to menadżerowie ani ludzie pracujący w klubie, tylko osoby z zewnątrz. Po tych pierwszych wystąpieniach strony mają po pół godziny na odpowiedź i na końcu zapada wyrok niezależnego sędziego.

Wiele czynników wpływa na zarobki takiego zawodnika, który może walczyć o większe zarobki przez arbitraż. Ci, którzy przechodzą przez ten proces po raz pierwszy zarabiają mniej i dopiero stopniowo mogą walczyć z roku na rok o coraz większą kwotę. Oczywiście im lepiej ktoś gra tym więcej zarobi. Na podstawie różnych informacji tuż po World Series szacowane są zarobki dla tych wszystkich graczy na stronie MLBTraderumors.com. Zawodnicy, którzy raczej byli rezerwowymi może dostaną ofertę w wysokości koło miliona dolarów, jeśli w ogóle klub ją zaoferuje. Pisałem przecież o non-tendered players w poprzedniej Analizie i wyjaśniłem na czym to polega. Natomiast gwiazdy jak Mookie Betts czy Kris Bryant zarobili koło 10mln w ich pierwszych sezonach z potencjalnym arbitrażem. Mówiąc o gwiazdorze Red Sox to w drugim roku otrzymał rekordowe 20mln jak na gracza w takiej sytuacji. Po tym sezonie przewiduje się ponad 27mln. Wtedy pobiłby rekord, jeśli chodzi o dogadaną sumę w celu uniknięcia arbitrażu. Rok temu Nolan Arenado i Colodado Rockies porozumieli się w sprawie 26mln, ale niedługo potem trzeciobazowy i ekipa z Denver podpisali nową, długoterminową umowę o wartości 260mln.

Baseballiści i kluby mogą się w każdej chwili dogadać w sprawie przedłużenia kontraktu i wtedy nie będzie trzeba martwić się tym całym arbitrażem. Zawodnik otrzymuje gwarantowane pieniądze na długi okres czasu, a klub zyskuje długoterminową kontrolę. Żółtodzioby, które są czołowymi prospektami mogą otrzymać takie umowy na 6-7 lat z klubowymi opcjami, wszystko razem o wartości w okolicach 50mln. Kontrakty te często wybiegają poza te 6 lat, aby klub w nagrodę za zagwarantowanie pieniędzy i wypłatę kwoty większej niż ligowe minimum w tych pierwszych trzech sezonach otrzymał coś w zamian. Niektórzy zawodnicy chcą już się zabezpieczyć i mieć te gwarantowane pieniądze, ale inni wolą zaryzykować i idą tą normalną ścieżką: 3 lata zarabiania minimum, 3 lata lub 4 zarabiania tego, co się wywalczy i potem zostaje się wolnym agentem. Mookie Betts zarobił już nieco ponad 30mln, odkąd zadebiutował w czerwcu 2014 roku i ta suma może sięgnąć 60mln po 2020. Prawdopodobnie, gdyby kilka lat przedłużył umowę z klubem, kiedy jeszcze nie był taką gwiazdą to otrzymałby w sumie znacznie mniej pieniędzy. Dużo się w sumie mówiło o potencjalnej nowej umowie między Red Sox a ich najlepszym graczem w ostatnim czasie, ale do niczego jeszcze nie doszło. Przed sezonem 2019 Trout, Arenado, Bregman i DeGrom zdołali podpisać nowe umowy z własnymi klubami i to samo można powiedzieć o kolegach Bettsa, czyli Sale i Bogaertsie. Gdyby grał w takim klubie jak Pirates, A's czy Rays to mało kto by poruszał taki temat, bo te kluby są za biedne, aby gwarantować komuś 300mln. To dla nich za byłoby za dużym ryzykiem. Jednak wiele kibiców ekipy z Bostonu na pewno czuje się źle z tym, że Betts może zostać wolnym agentem po następnym sezonie. Niektórzy jednak chcą dyskutować z innymi ekipami i mieć wybór.

Jeżeli chodzi o te biedne kluby to dzięki temu, że istnieje coś takiego jak ligowe minimum dla żółtodziobów i klubowa kontrola to są w stanie rozwinąć młode gwiazdy i je zachować na te kilka lat. Wszyscy jednak wiedzą, że kiedy będą wolni to tacy zawodnicy opuszczą pierwszy zespół i podpiszą nowe umowy z kimś takim jak Yankees, Phillies czy Dodgers. Niektórzy jednak narzekają na to, że taki młody gracz jest właściwie "niewolnikiem" swojego pierwszego zespołu przez pierwsze lata swojej kariery. Ekipa może go bowiem go mieć "za grosze", lub wymienić tam, gdzie im się to podoba i taki żółtodziób nie będzie miał nic do gadania. Być może dopiero co kupił nowe mieszkanie, a jego dzieci chodzą do lokalnej szkoły i tam mają swoich przyjaciół. W jednej chwili zawodnik może się dowiedzieć, że został wymieniony z San Diego do Toronto i trzeba się przystosować. Szczerze mówiąc właściciela niezbyt obchodzą takie rzeczy. Takie jednak są zasady w MLB. Dopiero największe gwiazdy mogą sobie wywalczyć opcje blokowania transferów w swoich umowach.

Sam jestem fanem biednej ekipy, więc rozumiem te reguły i przyznam, że sprzyjają Oakland. Dobre dla zespołu jest to, że Matt Chapman, Matt Olson i Ramon Laureano dalej będą zarabiać ligowe minimum w 2020. Niektórzy chcieliby skrócić czas kontroli klubowej nad baseballistami. Rozumiem te zażalenia i na pewno to ustawiłoby młodych graczy w lepszej pozycji. Bogatsze kluby też byłyby zadowolone, bo mogłyby zgarnąć jakichś gwiazdorów w młodym wieku i wtedy graliby dla nich, a nie dla ich biedniejszych rywali.

Liga chce stworzyć takie rozgrywki, w których ekipy będą ze sobą zacięcie rywalizować. Nie byłoby to dobre dla MLB, gdyby Rays co roku przegrywali ponad 100 spotkań, a Yankees wygrywali niemal wszystko co się da. W obecnym systemie taka ekipa z Tampa Bay jest w stanie wybrać w drafcie świetnych młodych graczy, albo zyskać ich w wymianach i stworzyć z nich bardzo dobrą drużynę na te kilka lat dopóki nie będą kosztować za dużo. Oczywiście Ci najlepsi zawodnicy zasługują na szansę otrzymania swoich wymarzonych 300 milionowych umów i o to fani A's, Rays czy Pirates nie mogą narzekać. Ale czy kazanie im czekać przynajmniej 6 lat na wolną agenturę jest moralnie w porządku? Gdy zawodnicy są wybierani w drafcie i podpisują umowy to akceptują wszystkie warunki. Mało kto im współczuje, bo dostają szansę na zarobienie ogromnych sum pieniężnych podczas grania w baseball. Po prostu takie są warunki i ciężko byłoby teraz to zmienić. Zmniejszając kontrolę klubową zrobilibyśmy ogromną różnicę w całym tym systemie. Młode prospekty miałyby już mniejszą wartość i kluby zupełnie inaczej wyglądałaby dystrybucja majątków. Zespoły nie wydawałyby więcej pieniędzy. Po prostu byłoby więcej wolnych agentów i Ci lepsi szybciej dostawaliby tyle, ile są warci. Natomiast Ci z drugiej półki mogli na tym ucierpieć.

My jako kibice przyzwyczailiśmy się do obecnego systemu i chyba z tego powodu nie potrzebujemy jakichś ogromnych zmian. Obecna umowa między MLB a MLBPA (Players Association) wygasa po sezonie 2021 i może wtedy zawodnicy powalczą o swoje interesy. Miejmy nadzieję, że strony się dogadają i nie będzie żadnych konfliktów.

Ten system jest szczególnie niekorzystny dla zawodników, którzy debiutują w późnym wieku. Kiedy staną się wolnymi agentami to będą już : "po złej stronie trzydziestki" i ekipy będą ostrożne. Josh Donaldson miał 27 lat kiedy został podstawowym trzeciobazowym Oakland i przez to nie miał szans na podpisanie kontraktu o wartości ponad 200mln. Zarobił jednak ponad 50mln jako gracz Jays w latach 15-18 i po zgarnięciu 23mln w 2019 teraz mówi się, że może otrzymać gwarantowane 90mln. Może zarobi mniej niż Machado, Arenado czy Rendon, ale i tak nie ma wcale tak źle. Niektórzy właśnie twierdzą, że gracz musi dobrze grać przez kilka lat, aby zasłużyć sobie na wyższe zarobki. Donaldson sam ponosi konsekwencje tego, że nie był świetnym graczem w wieku 24 lat jak wymienieni przeze mnie inni świetni gracze z jego pozycji. Wtedy był jeszcze łapaczem w systemie A's.

Mówiąc o klubowej kontroli i trzeciobazowych to ciągle nie wiadomo jak skończy się sprawa Krisa Bryanta, o którym już pisałem. Pałkarz pozwał klub. Czuje się oszukany i chciałby zostać wolnym agentem po tym sezonie. Trudno jednak będzie mu wygrać. Cubs może i nieładnie się zachowali wobec niego, ale według prawa Bryantowi zabrakło jednego dnia do zaliczenia pełnego sezonu, więc klub zyskał dodatkowy rok kontroli. Gdyby trzeba było zamiast 172 dni uzbierać 130 w pierwszym roku to może wtedy Cubs by nie czekali z debiutem Bryanta. Jednak jest sporo prospektów debiutujących na przełomie maja/czerwca i wtedy one mogłyby dłużej czekać na szansę po świetnym początku sezonu mało ligowego. Obecne zasady mówią o tym, że trzeba uzbierać 6 razy 172 dni = 1032, aby zostać wolnym agentem. Gdyby to skrócić do 5 razy 172 plus 130 = 990. Może i oszukiwanie nie zniknie, ale nie będzie ono takie wyraźne. Tego problemu nie dałoby się totalnie wyeliminować, ale nie wszyscy manipulują tym czasem. Colorado Rockies nie czekali z Trevorem Story czy Kyle Freelandem, a Fernando Tatis Jr. za namową Mannyego Machado pojawił się w składzie Padres na Opening Day 2019. Oakland A's prawdopodobnie dodaliby do rotacji Jesusa Luzardo na początku tego samego sezonu, gdyby nie kontuzja ramienia. Ekipa wielokrotnie powtarzała, że przy wyborze startera nr 5 nie będą się kierować manipulacją czasu peruwiańskiego miotacza. Czasami jest to prawda, że ekipa myśli przede wszystkim o prawidłowym rozwoju prospekta i nie chce go wrzucać na głęboką wodę. Czas i miejsce w 40 osobowym składzie jednak mogą też mieć kluczowe znaczenie, ale raczej mało kto się do tego przyzna publicznie.

W moim odczuciu największy problem polega nie na klubowej kontroli, ale na tym jak przebiega proces arbitrażu. Sędziowie zbytnio uwzględniają takie statystyki jak HR, RBI czy AVR dla pałkarzy i W-L, starts czy saves dla miotaczy. W czasach analiz statystycznych Ci sędziowie jakby zatrzymali się w przeszłości. Taki Khris Davis mógł zarobić ponad 16mln podczas gdy takiemu Semienowi szacuje się jedynie 13mln. Shortstop, który ukończył zeszły sezon jako trzeci w wyścigu o AL MVP miał znacznie lepszy sezon od jakiegokolwiek sezonu Khrusha, nawet gdy slugger wybijał 48 piłek poza boisko. Zawodnicy uniwersalni, którzy dobrze sobie radzą we wszystkich aspektach baseballu często są krzywdzeni. W moim odczuciu trzeba znaleźć ludzi, którzy znają się na tych skomplikowanych statystykach i umieją dobrze porównywać graczy. Nie może dojść do takiej sytuacji, w której Ryan Yarbrough dostaje mniej od innych, gorszych od siebie miotaczy, bo Rays wystawiają openerów, przez co southpaw nie zalicza startów (pisałem o tym w Analizie nr 36). To jest jedno moje zastrzeżenie do tego systemu.

Obecny miotacz Reds Trevor Bauer brał udział w takim procesie i opowiadał o swojej wygranej. W sprawie sądowej strona przeciwna wykorzystała jego akcję charytatywną 420,69 dolarów w 69 dni jako przykład, dlaczego nie zasłużył sobie na kwotę, o którą walczył. Mówiono o tym, że promuje patologię przez podanie liczb nawiązujących do marihuany i pozycji seksualnej. Nie miał nic za złe klubowi, wtedy grał dla Indians. Tłumaczył, że to nie był nikt z zespołu, tylko jakiś przedstawiciel. Trudno byłoby bowiem iść do sądu i wymyślać argumenty przeciwko swojemu czołowemu zawodnikowi. Nie ma jakichś wielkich pretensji i napięcia na linii zawodnik-klub. Wszyscy rozumieją, że każdy dba o swoje interesy. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy różnice liczbowe są całkiem duże. Zazwyczaj jednak chodzi o dodatkowe 2-3 mln dolarów.

Kolejną sprawą jest fakt tego, że w przypadku sporej części baseballistów kluby po prostu z nich rezygnują, bo szacowane wartości są dla nich zbyt dużymi kwotami. Oczywiście nie mówimy tutaj o wielkich gwiazdach, ale na listę wolnych agentów często trafiają podstawowi zawodnicy. Zazwyczaj są to baseballiści, którzy nie po raz pierwszy mogli walczyć o wyższe zarobki w procesie arbitrażu. Gracze niemal zawsze dostają podwyżki. Oczywiście zależy ona od występów danego zawodnika, ale nawet po gorszym sezonie można spodziewać się większych zarobków w porównaniu do sezonu poprzedniego. Tak było w przypadku relievera Blake Treinena, gdy jeszcze był graczem A's. Po genialnym sezonie 2018 wywalczył koło 6mln, a po znacznie słabszym 2019 szacowano niemal 8mln w ostatnim sezonie klubowej kontroli. Oakland A's nie zaoferowali mu umowy, więc Treinen wcześniej został wolnym agentem. Podpisał roczny kontrakt z Dodgers o wartości 10mln.

Obecny system arbitrażu został też skrytykowany przez Billa Jamesa. Pan odpowiedzialny za rozwój statystyk baseballowych i były pracownik Red Sox napisał na twitterze, że system ten powinien chronić zawodników, a tego nie robi. Wpis ten pojawił się po tym jak drugobazowy Yolmer Sanchez został odsunięty od składu White Sox. Nie chcieli mu płacić 6mln i przez to jest teraz wolnym agentem. Zostały mu jeszcze 2 lata klubowej kontroli, więc jeśli podpisze nową, roczną umowę to nowy klub będzie jeszcze miał kontrolę nad nim w 2021. Będą wtedy mogli zdecydować na temat zaoferowania umowy. Oczywiście mógłby podpisać 3 letni gwarantowany kontrakt, ale tak się raczej nie stanie. Może znajdzie się ekipa, która zapłaci coś koło 6mln dla gracza, który zdobył złotą rękawicę w tym roku, ale raczej będzie musiał zaakceptować trochę mniejszą sumę.

Ja uważam, że to dobrze, że ekipy mają okazję do nie zaoferowania nowych umów graczom podlegającym klubowym kontrolom. Czasami jest to dobre dla dwóch stron. Taki Treinen zarobi więcej w LA niż w Oakland. Sanchez może i nie dostanie 6mln, ale ma teraz wybór i może zmienić otoczenie. Nie jest to fajne być odrzuconym od zespołu i pojawiają się przy tym wszystkim dodatkowe nerwy, ale to zjawisko nie jest niczym dziwnym i jak już wcześniej pisałem są plusy. Yolmer jest wolnym agentem i jeśli nie dostanie oferty w wysokości 6mln to oznacza, że nie jest tyle wart. Miał gorszy sezon na pałce, ale miał zarobić o 2mln więcej. Jednym z nielicznych przypadków był obecny zapolowy Reds Travis Jankowski, który zgodził się na obniżkę zarobków. On natomiast zaliczył bardzo słaby sezon po powrocie z kontuzji. Pojawił się w zaledwie 25 spotkaniach dla Padres, sporo czasu spędził jeszcze w małych ligach. W 2019 zarobił 1,165mln, za rok będzie to 1,05mln.

Sama idea podwyżek ma sens i to, że już w trzecim roku gracz może dostać mniej więcej tyle, ile jest wart według różnych statystyk. Czasami oczywiście ciężko jest to oszacować, szczególnie w przypadku relieverów, którzy mają bardzo różne sezony. Powinno się jednak patrzeć przede wszystkim na zaległy sezon i uwzględnić przy tym WAR, czyli wins above replacement. Szacuje się, że zawodnik z WAR na poziomie 1 jest warty 8mln. Moim pomysłem jest średnia ważona: 70% WAR z ostatniego sezonu, 20% z poprzedniego, 10% jeszcze dalszego i w pierwszym roku z potencjalnym arbitrażem szacowałbym 1/3 tej kwoty. Ktokolwiek zaoferowałby bliżej tego ten by w moim odczuciu wygrał proces. W przypadku, gdyby wyszło mi 4mln, klub zaproponowałby 3,5mln a gracz chciał 5mln to wybrałbym zespół. Gdyby jednak zespół dał 3mln to miałbym dylemat, ale raczej stanąłbym po stronie gracza, bo i tak zarabiają mniej niż są warci. W drugim roku zrobiłbym te same wyliczenia, ale szacowałbym 2/3 tej kwoty. Jeśli wyszło by mi mniej niż przy zeszłorocznej kwocie to zostałbym mniej więcej przy tym samym numerze, ale z 10 procentową podwyżką. To by też się odnosiło do kolejnych lat. No i trzeci rok to samo, tylko na końcu 3/4 kwoty. Jeżeli mamy czwarty rok to 4/5 kwoty. W taki oto sposób drużyny raczej będą bardziej skłonne oferować nowe umowy (całkowicie tego by nie zlikwidowało, ale to wcale nie jest moim głównym celem) i w taki oto sposób gracze byliby sprawiedliwiej oceniani. Zasady oceniania byłyby jaśniejsze, gdyby z takiej formułki korzystaliby sędziowie. Może i nie zlikwidowałbym procesu, istnieje wiele różnych, innych numerów niż WAR, a zachowanie też powinno mieć jakiś wpływ na zarobki. Inne aspekty mogłyby lekko zmienić te podane wcześniej 4mln, ale raczej w niedużym stopniu. Chyba, że mamy do czynienia z kimś takim jak Felipe Vasquez albo Roberto Osuna. Panom karanym za spożywanie dopingu też bym zaniżył zarobki, choć wiem, że to by pomogło klubowi, który czerpie korzyść z usług takiego gracza. Taka jest moja propozycja.

Podsumowując, zmieniłbym proces arbitrażu na taki bardziej nowoczesny, ale nie zmieniłbym dużo, jeśli chodzi o klubową kontrolę. Jeśli ktoś jest gwiazdą i regularnie zalicza świetne sezony to zarobi duże pieniądze. Radziłbym jednak podpisywać długoletnie umowy o ile to możliwe, bo kontuzje się niestety zdarzają i mogą się przytrafić każdemu. Wtedy też nie trzeba co roku przejmować się arbitrażem. Rozumiem, że dobrym żółtodziobom nie podoba się gra za ligowe minimum i może mógłbym nawet zaakceptować 2 lata gry za minimum i 4 lata z potencjalnym arbitrażem, jeśli będą tego gracze żądali w nowym porozumieniu, ale jak ekipa rozwinie talent młodego gracza to uważam, że zasługuje na to, by mieć z niego ogromną korzyść. Dzięki obecnemu systemowi drużyny biedne są w stanie konkurować w najlepszej lidze świata. Jest to jakiś sensowny kompromis w moim odczuciu.

Tym artykułem żegnam się z rokiem 2019. Był to dla mnie kolejny dobry rok w życiu prywatnym. Dalej jestem studentem SGH, zacząłem regularnie grać w slowpitcha na Polach Mokotowskich w Warszawie z bardzo sympatyczną i żywą ekipą (pozdrawiam jeśli czytacie) i wziąłem ostatnio udział w turnieju na którym razem z WHOOPS zajęliśmy drugie miejsce na trzy grające drużyny, zwiedziłem kawał Polski na rowerze, byłem na koncertach Sławomira i Roksany Węgiel (Ariana Grande natomiast znowu odwołała swój występ w Polsce, ale o dziwo jakoś się tym nie przejąłem zbytnio), poprawiłem swoją życiówkę w bieganiu na 10km z czasem 41:58 i przeczytałem sporo książek. Jeżeli chodzi o baseball to zacząłem nagrywać filmy, przez co urozmaiciłem swoją działalność na tej stronie. Jestem niezwykle podekscytowany tym, co przyniesie mi rok 2020. Oakland Athletics mają bardzo dobry skład i z Luzardo, Pukiem i Murphym w MLB wierzę w to, że uda nam się wygrać dywizję w przyszłym sezonie. Niedługo przeanalizuję skład mojej ulubionej drużyny i napiszę czemu sądzę, że stać nas na pokonanie Astros. Pojawi się też obiecana Analiza o fantasy baseball przed sezonem. Może za rok będę mógł podsumowywać wszystko w tekście nr 50. Zobaczymy, jak to wyjdzie, nie będę niczego na siłę pisał. Potrzebuję trochę czasu na przygotowanie, napisanie i sprawdzenie. Pomysłów mi absolutnie nie brakuje. Widzimy się zatem w nowym roku!! Prawdopodobnie już to czytacie w innej dekadzie, ale ja to piszę jeszcze w 2019, czyli tegorocznymi mistrzami nadal są Washington Nationals w momencie pisania tekstu. Życzę dużo szczęścia, zdrowia i radości z naszego ukochanego sportu wszystkim czytelnikom mlb.com.pl!!!

 Tylko zalogowani użytkownicy mogą brać udział w dyskusji na portalu mlb.com.pl. Zaloguj się