Seattle Mariners i ich 15 lat bez Postseason
Seattle Mariners w latach 90 zaczęli być organizacją pełną sukcesów, ofensywę klubu zasilali Alex Rodriguez, Ken Griffey Jr. i Edgar Martinez, a w rotacji mieli Randy Johnsona, to głównie dzięki nim udawało się Mariners dochodzić często do Postseason. Mimo silnej ekipy nie zdołali dojść do World Series. W 1998 Randy Johnson stał się graczem Houston Astros. Następnie po sezonie 1999 drużynę opuścił Ken Griffey Jr., a rok później z kibicami pożegnał się Alex Rodriguez. Lecz nawet bez nich zdołali wygrać aż 116 meczy. Do dziś pozostaje to rekordem amerykańskiej ligi, a w historii tego sportu tylko Chicago Cubs w 1906 zdołali wygrać taką sumę spotkań. Mariners mieli wówczas debiutanta, który nazywał się Ichiro. Japończyk w swoim pierwszym sezonie wygrał nagrodę AL MVP, a oprócz niego świetnie grali Bret Boone, Mike Cameron i wspomniany wyżej Edgar Martinez. W rotacji był Jamie Moyer, który miał na końcie aż 20 wygranych i Freddy Garcia, który w 238.2 inningach miał ERA na poziomie 3.05. Jednak w ALCS M's ulegli Yankees i ich sezon skończył się z wielkim niedosytem. Nikt jednak nie przypuszczał, że po takim sezonie klub nie potrafił choć raz powrócić do Postseason w następnych 15 latach. Dlaczego tak się stało?
Sezon 2001 był po prostu taki, w którym wszystko im wychodziło. Każdy gracz był w formie, ich ofensywa zdobyła najwięcej runów w całej lidze, a ich rotacja natomiast była najlepsza w swojej kategorii. Jednak ich "super drużyna" zaczęła się rozpadać. Z ekipą od razu pożegnał się kluczowy starter Aaron Sele, reszta graczy zaczęła grać gorzej. Później Mariners szybko stracili ważnych graczy z ich sezonu 2001, wielu graczy stało się wolnymi agentami, a drużyna nie była w stanie ich wszyskich zachować. Choć mieli 93 zwycięstwa w 2002 i 2003, byli oni w swojej dywizji za Oakland A's, którzy zaczęli wygrywać przez swój "Moneyball". Tak naprawdę ich prawdziwy rozłam nastąpił w 2004, kiedy zdołali wygrać tylko 63 mecze. Tak się skończyło ich okno na wygrywanie, jednak w składzie ciągle mieli dobrze grającego Ichiro. W 2005 zadebiutował Felix Hernandez, który obecnie jest najdłużej trwającym graczem Mariners. W tym samym roku do ekipy dołączył Adrian Beltre.
W 2007 byli znowu mocną ekipą, jednak zabrakło im do Postseason, choć bardzo niewiele, mieli 88 wygranych. Postanowili więc być aktywni podczas offseason, pozyskali Erica Bedarda i Carlosa Silve. Jednak kiedy oczekiwania były wysokie, klub bardzo zawodził. W 2009 mieli za to lepszy sezon, lecz po nim pożegnali się z Adrianem Beltre. Poza tym to był tak naprawdę ostatni sezon Ichiro na bardzo wysokim poziomie, dlatego 2010 skończył się bardzo słabo dla Mariners. Felix Hernandez zdobył nagrodę Cy Young, choć miał taką samą liczbę zwycięstw co porażek. Spowodowane to jednak było ofensywą, która nie dawała miotaczowi dużego wsparcia. Jednak zamiast go wymieniać, drużyna ciągle go trzymała w składzie.
W 2013 podpisali 7 roczny kontrakt wart 175 mln, wtedy była to rekordowa suma pieniędzy dana miotaczowi. Mariners próbowali polepszać swoją ofensywę, aby w końcu dojść do Postseason. W składzie pojawiło się parę ciekawych nowych graczy jak Jesus Montero, Dustin Ackley i Kyle Seager. Jak wiemy dzisiaj wiele obiecujących graczy nie potrafiło sprostać swoim oczekiwaniom. Ofensywa Mariners nadal była jedną z najgorszych w lidze. Rotację mieli niezłą z asem Hernandezem i takimi miotaczami jak Iwakuma, Vargas czy Noesi. Tak więc mamy koniec sezonu 2013, Mariners w celu polepszenia ofensywy zdecydowali się na bardzo szalony ruch. Podpisali oni 10 letni kontrakt z Robinsonem Cano wart 240mln. W 2014 w końcu miał być tym rokiem, w którym Mariners z Hernandezem i nowym nabytkiem na czele wejdą do Postseason, ale niestety zakończyli sezon z 76 wygranymi. Zawodzili nadal młodzi gracze ofensywni jak Nick Franklin, Brad Miller czy Mike Zunino. Poza Felixem i Iwakumą Mariners tak naprawdę nie mieli przez te lata żadnego takiego bardzo solidnego startera, nie wykorzystali nigdy swojego potencjału. James Paxton obiecująco zaczął swoją karierę w 2014, jednak 2015 przepełniony był kontuzjami. Taijuan Walker miał być przyszłym asem, lecz nigdy za czasów gry w Mariners nie sprostał swoim oczekiwaniom. W rotacji pojawił się także Nathan Karns po 2015, kiedy klub zdecydował się wymienić za niego m.in. Nicka Franklina i Brada Millera. Tak więc Seattle znowu byli blisko awansu do Postseason w 2016, znowu jednak zabrakło im kilku wygranych. Rotacja zagrała nienajgorzej, choć Iwakuma i Hernandez nie byli w swojej najwyższej formie. Jednak to ofensywa miała dziury, można było więcej się spodziewać od łapacza, shortstopa i zapołowych. Tak więc Mariners postanowili wymienić niedoświadczonego Ketela Marte i Taijuana Walkera za bardziej doświadczonego Jeana Segure. Na pozycji łapacza pozyskali Carlosa Ruiza, a do infield dodali Danny Valencie. Co jak co, ale ich sytuacja w zapolu nadal jest moim zdaniem niewyjaśniona, przydałby im się dobry gracz na tą pozycję. Jednak słyszy się o tym, że klub planuje pozbyć się Setha Smitha. Do tego bardzo pogorszył się depth w ich rotacji po oddaniu Montgomery i Walkera w ostatnim czasie. Przydałby im się lepszy starter nr 5 od Ariela Mirandy.
Ta drużyna jest idealnym przykładem tego, że w baseballu same gwiazdy nie są w stanie zbudować świetnej drużyny. W ofensywie ważny jest każdy z 9 pałkarzy w lineupie, jeden dobry gracz nie zdziała za wiele w meczu, jeżeli koledzy mu nie pomogą. Mariners w tych latach po prostu nie zdołali zbudować silnej ofensywy, w której nie byłoby słabych punktów. Z gwiazdami o wiele łatwiej zbudować dobry lineup, Seattle miało to szczęście, że zazwyczaj mieli kogoś takiego w swojej ekipie, czy to był Edgar Martinez, czy Ichiro, czy Beltre czy teraz Cano z Cruzem. Nie potrafili wypełnić pozostałą część solidnymi graczami, co jest prostsze od zdobycia gwiazdy. Mariners zawsze wyrażali ogromną niechęć do pozbywania się swoich gwiazd za prospekty, zawsze wierzyli w sukces. Tak więc przez to spoczywał na nich obowiązek zbudowania playoffowej drużyny. Jednak i tak wysyłali na pole walki ekipę pełną słabych punktów, ale z kilkoma gwiazdami. Nic w tym dziwnego więc, że poprzez prowadzenie takiej polityki nie zdołali w końcu dojść do Postseason. Nie zdołali także wychować zbyt wielu dobrych graczy w swojej farmie. Zbyt wiele czołowych prospektów nie sprostało swoim oczekiwaniom, Mariners nie mieli za dużo sukcesu w drafcie. Finansowo także nie są potęgą, nie mają tyle pieniędzy co Dodgers i Yankees, ale nie są także w tej kategorii na samym dnie. Jednak wydali bardzo dużo pieniędzy na swoje gwiazdy nie zostawiając za dużo na pozostałych graczy. Tutaj mamy przykład negatywnego wpływu trzymania swoich gwiazd przez całą ich karierę mimo słabych sezonów drużyny. Seattle Mariners przez te 15 lat nigdy nie zdecydowali się na prawdziwą odbudowę, lecz nigdy nie mieli wystarczająco dobrego zespołu, by móc walczyć o najwyższe cele. To jest właśnie polityka, która prowadzi do nikąd. Możemy uznać ich za jedną z najgorzej prowadzonych organizacji ostatnich lat. Nie wiadomo czy to się zmieni w najbliższym czasie, Cano, Iwakuma i Cruz starzeją się, przez co ich wspólna wartość powinna spadać z upływem najbliższych lat. Mają w swoim składzie jeszcze sporo dziór, o których już wspomniałem. Jednak jeżeli Mariners chcą być organizacją z większą ilością sukcesów, będą musieli inaczej zarządzać zespołem niż to robili przez ostatnie 15 lat.
Komentarze
Tylko zalogowani użytkownicy mogą brać udział w dyskusji na portalu mlb.com.pl. Zaloguj się
Poza tym przebudowując drużynę warto zachować kogoś, kto będzie jej filarem. Trudno mi sobie wyobrazić roster złożony z samych prospektów, nawet nie wiadomo jak utalentowanych. Potrzebni są weterani, dający dobry przykład na treningach i poza boiskiem.
No oczywiście jak drużyna przez kilka lat z rzedu nie może play-off wywalczyć i nie robi postępów, to trzeba ją przebudować. Chodzi mi tylko o to, że z perspektywy biura GM pewnie nie jest to takie proste jak się z zewnątrz wydaje.
No znając szczęście Mariners pewnie by prospekty otrzymane za Felixa by nie odpaliły, ale gdyby zrobili taki ogromny rebuild w jakimś 2006 to może nie pisał bym o nich jako o drużynie bez postseason.
Wiadomo, że gwiazdy przyciągają kibiców, ale dobra drużyna także, tacy fani Cubs nie chodzą dla specyficznego gracza ( no może z wyjątkiem kobiet zakochanych w Kris Bryancie ), ale przychodzą, bo mają super ekipę pełną bardzo dobrych graczy na wszystkich pozycjach.
Nie wspomnę już o fakcie, że przy wymianach za prospektów osłabiamy zespół (na teraz) żeby był lepszy w przyszłości. A menadżer ma na przykład cel postawiony przez właściciela - awans do postseason na przykład - już w tym sezonie, a nie za dwa lata
Inny wariant po tej wymianie - nie tylko prospekci nie wypalają, ale i ten solid nie może się odnaleźć w nowym otoczeniu. Menadżer traci posadę. Nie wspomnę już o sytuacji, kiedy musi być chętny oferujący dobry zwrot i ten chętny też ryzykuje.
2. Sprzedaż gwiazdy wiąże się z dużym ryzykiem - jak każdy duży transfer - na przykład wymieniamy Felixa na bardzo solidnego zawodnika i dwóch prospektów. Potem okazuje się, że prospekci nie wypalają - jeden jest leniwy, a drugi to glassmen.
1. Gwiazdy przyciągają ludzi na trybuny - w przypadku baseballa zapewne najbardziej świetni pałkarze (obroną nikogo nie ochlapiesz:), ale też pewnie wyrobieni kibice "chodzą na supermiotaczy". Gwiazdy dają też sprzedaż koszulek i identyfikację kibica z drużyną - w przypadku wieloletniego kontraktu
Bardzo dobry tekst, dobrze się czyta, poza tym lubię artykuły analityczne - dlaczego dany zespół coś osiągnął albo jest w kryzysie. Nie chciałbym bronić menadżerów ze Szmaragdowego Miasta (zakładam, że trochę ich było w ciągu 15 lat - nie ma wiedzy ilu i kto), ale jest kilka argumentów dot. gwiazd.